wtorek, 21 października 2014

Lubię brzydkie buty

Tytuł postu mówi wszystko - lubię brzydkie buty :)
Dzisiaj dla rozluźnienia po stażu na ginekologii postanowiłam napisać post na typowo kobiecy temat. Iwona Węgrowska podała kiedyś w wywiadzie do brukowca, iż ma w swojej szafie ponad tysiąc par butów. Podobno kobiety dzielą się na buto- lub torebkoholiczki. Ja zaliczam się bardziej do drugiej kategorii, a z obuwia wybieram głównie modele, które się wygodne. Często wygląd nie idzie z tym w parze, ale coś za coś :)

Oto ranking moich ulubionych "obrzydliwych" butów:


1.) Crocs

Na pozór zwykły, gumowy klapek, W czym tkwi ich fenomen? Są po prostu cholernie wygodne!
Są to moje niezastąpione buty na co dzień do szpitala, a mój Narzeczony tak upodobał sobie tę firmę, że wyposażył się w kilka par - jako obuwie domowe, do ogrodu, na spacer itd.  Gdy miałam problemy zdrowotne ze stopami, jedynie w Crocs'ach moje nogi odczuwały ukojenie. Ortopedyczne wybrzuszenia idealnie dopasowują się do stopy, a specjalne tworzywo, z którego są wykonane zapobiegają poceniu nogi i brzydkiemu zapachowi. To główna różnica między oryginalnymi Crocsa'mi, a tymi z bazaru za piątaka. Gdy widziałam w upalny lipcowy dzień na korytarzu w szpitalu moją koleżankę, która ślizgała się w swoich butach imitujących oryginały, to odczuwałam jej ból stóp. Ceny nie są zawrotne jeśli traficie na promocję w Lidlu lub Selgrosie, a warto dopłacić kilka złotych więcej niż "kisić" swoje nogi :)

                                                                                                                               http://images.crocs.com/

2.) EMU

Kolejne wygodne brzydale. Są wyścielone miękkim kożuchem, co jeszcze bardziej zwiększa komfort noszenia. Zapewne część z Was wie, że jest to wełna z merynosów o "magicznych" właściwościach. Merynosy to gatunek owiec, które żyją w ekstremalnych warunkach od -20 C zimą do +40 C latem. Warunki te wpłynęły na ich wełnę, która latem chłodzi, a zimą grzeje. Niestety moje EMU są w jasnym kolorze i sprawdzają się jedynie w bezdeszczowe dni, gdyż nie opracowałam jeszcze idealnej metody ich czyszczenia.

                                                                                  Photo credit: Idhren / Foter / CC BY-SA



3.) Moon Boots

Ostatnie w rankingu okropnych butów są typowo zimowe Moon Bootsy. Ich autor zainspirował się Neilem Armstrongiem, który w podobnych maszerował po Księżycu. Dzięki miłości celebrytów do tych śniegowców, Moon Boots'y opuściły stoki i dumnie wkroczyły na ulice całego świata.
W Polsce mieliśmy w czasach PRL ich odpowiednik - Relaxy, które wróciły w wielkim i drogim stylu do sklepów. Znalazłam informację, że kosztuje około 400 złotych, a za Moon Bootsy "chodzą" już od 200 zł.



                                                                                                                        http://modculture.typepad.com/

niedziela, 5 października 2014

Danse macabre

Ruszyło mnie... Dzisiejsza informacja o śmierci Ani Przybylskiej poruszyła moje serducho.

Ze śmiercią stykamy się na co dzień. W mediach huczą o wypadkach drogowych, katastrofach lotniczych, dzieciach w Afryce. Ale tamte śmierci są bezimienne. Dlatego nie odczuwamy ich tak bardzo. Bardziej na świadomość, że nasze życie jest tak ulotne wpływają odejścia konkretnych ludzi. Informacja w mediach o śmierci setki osób nie działa tak jak news o śmierci jednej. Nie wspominam tutaj o bliskich, bo to oczywista tragedia. Śmierć celebrytów - osób, które znamy jedynie ze szklanego ekranu, o których czytamy na durnowatych portalach typu Pudelek czy Kozaczek, też potrafi wywołać w nas silne emocje.

Ciągle biegniemy przez nasze życie. Ostatnio przeczytałam bardzo mądre zdanie, iż dorosłość zaczyna się wtedy, gdy film "Dzień świra" przestaje nas bawić, a zdajemy sobie sprawę, że nas też dotyczy. Codzienna rutyna - pobudka, szkoła/uczelnia/praca, powrót do domu, sen. I tak w kółko. Czasem nasza rutyna przełamana zostaje spontanicznym wyjazdem, spotkaniem ze znajomymi, imprezą czy innymi atrakcjami. Mimo to wciąż biegniemy w chorym wyścigu szczurów, które nie wiedzą dokąd pędzą.

Dzisiaj przeglądając artykuły o Ani Przybylskiej trafiłam na fragmenty wywiadu jakiego udzieliła jednemu z czasopism. 

"Ja teraz rozumiem, co to znaczy naprawdę cieszyć się każdą chwilą. Doceniam każdą minutę. Zawsze powtarzam mojej córce: „Jeśli rzeczy małe nie będą cię cieszyły, to i duże nigdy nie ucieszą”. Cieszę się więc tymi małymi okruchami, przyrodą, zielenią. Cieszę się, mogąc iść po prostu brzegiem morza, chłonąc jego zapach i całej przyrody, która mnie otacza. Ktoś, kto nie otarł się o pewne ostateczne sprawy, pomyśli, że mówię głupoty."

                                                                                                                                                                                                                                              www.polki.pl

Śliczna, a przede wszystkim normalna kobieta. Została obdarowana urodą, inteligencją, humorem. Zabrakło zdrowia. Największa tragedia dotknęła jej dzieci. Takie momenty zasiewają w głowie ogrom myśli. Czy to sprawiedliwe, że odchodzą dobre osoby, które osierocają 3 małych dzieci? Czy Bóg jest sprawiedliwy pozwalając na zbrodnie jakich dopuszczają się dżihadyści? Czemu to ich nie zabierze, tylko niewinnych ludzi?

Na te i wiele innych pytań nie poznamy odpowiedzi. Znam odpowiedź tylko na jedno - życie nie jest fair, nie było i nie będzie. Od samego początku było pełne bólu, zdrad i trosk. Człowiek narodził się, by umrzeć można powiedzieć.

Dlatego takie chwile powinny motywować nas do przemyśleń. Zatrzymania się i spojrzenia z boku na swoje postępowanie. Czy czerpiesz garściami ze swojego życia? Celebrujesz każdą chwilę? Cieszysz się najmniejszymi drobiazgami?
Powinniśmy. Bo chwile są zbyt ulotne, a my jeszcze bardziej i nie wiemy kiedy mojra Atropos przetnie naszą nić życia.

Pamiętajmy też o naszych najbliższych. Nie ma na świecie niczego radośniejszego niż uśmiech drugiej osoby, a tym bardziej wywołany dzięki nam. Starajmy się mówić innym dobre słowa teraz za życia, a nie wspominać ich ciepło dopiero po śmierci. 

"To była dobra kobieta, matka, żona". Tylko czemu wiele takich zdań pojawia się z użyciem czasu przeszłego? Czemu nie używamy słowa "jest", tylko "była"? Czemu nie potrafimy okazać innym tyle uczuć teraz, by to usłyszeli, a nie dopiero przy ich grobie? Czemu nie mówimy "kocham" codziennie drugiej osobie, tylko czekamy na lepszy moment? A jeśli nie nadejdzie?  

Ania Przybylska swój ostatni wywiad zakończyła słowami, "iż chciałaby jeszcze trochę pożyć". To było jej największe marzenie. Cóż nam z kariery i pieniędzy. Za nie nie kupimy zdrowia. Szanujmy je i cieszmy się każdym danym nam dniem. Nie wiemy ile ich jeszcze przed nami. Nie pędźmy za nieznanym. Zatrzymaj się tu i teraz i poczuj, że żyjesz.

Danse macabre złączy prędzej bądź później nas wszystkich. Niezależnie od stanu czy statusu majątkowego...


                                                                                                                                                                                    www.demotywatory.pl

piątek, 3 października 2014

Staż czas rozpocząć

Zacznę od obwieszczenia dobrej wieści - LEK zdany! I to na całkiem ładny wynik. Nie zmienia to faktu, iż w lutym wybieram się ponownie poprawić ilość punktów, gdyż patrząc na ilość miejsc specjalizacyjnych nawet 99% może nie gwarantować sukcesu.

Pani Kopacz obiecuje górnolotnie zwiększenie ilości miejsc na rezydenturę. W tym roku też było ich dużo... Przyszli patomorfolodzy czy też geriatrzy skakali z pewnością do góry po ujrzeniu list. Miny zrzedły chętnym na inne specki jak np.kardiologia, dermatologia, okulistyka. Spodziewam się, że obiecywane 3500 miejsc może pójść znowu na patomorfologów, geriatrów czy też ortopedów, gdyż według naszego rządów innych lekarzy praktycznie nie potrzebujemy w Polsce.

Jeszcze rok przede mną, ale nie łudzę się, że ilość miejsc pracy wzrośnie 10-krotnie. Dlatego trzeba opracować plan B, poszukać kilku specjalizacji, w których widzę się przez najbliższe 40 lat i czekać na pomysły naszego rządu za rok.

Tymczasem rozpoczęłam staż. Umowa podpisana, szkolenie BHP już za mną (choć nadal nie wiem jak używać gaśnicy, gdyż wiedzę mieliśmy podaną "na sucho") - jedynym słowem - praca pełną gębą :)

Moją 13-miesięczną przygodę rozpoczęłam od 7 tygodni na oddziale ginekologii i położnictwa. Nie pasjonuje mnie ta dziedzina, ale nie jest też aż tak odpychająca jak np.w moim mniemaniu ortopedia, której nie znoszę. Praca na tym oddziale okazała się bardzo przyjemna, większość pań jest bardzo miła i rozczulająca, gdy zachwycają się każdym kopnięciem swojego brzdąca :)

Jedyną wadą stażu jest...wczesne wstawanie. Po 3 miesiącach spania do późnego popołudnia, zmiana budzika na 6 rano okazała się druzgocąca. Liczę na szybkie przestawienie mojego zegara biologicznego, w przeciwnym razie wciąż będą snuć się po oddziale jak zaspany cień :)

                                                                         Photo credit: J. Star / Foter / CC BY-NC-SA