czwartek, 28 sierpnia 2014

50 twarzy...?

W jednym z poprzednich postów wspominałam, iż wakacje spędziłam m.in. z książką, która wzbudziła sensację i rozbudziła pożądanie w niewieścich sercach. Jak zapewne większość się domyśla chodzi o hit ostatnich lat - "50 twarzy Greya".

W te wakacje zdecydowałam się wreszcie przeczytać tę osławioną trylogię i spróbować zrozumieć na czym polega jej fenomen.
                                                                                                                                  http://demotywatory.pl

Przyznaję, że wszystkie trzy książki pochłonęłam z prędkością światła. Umilały mi chwile na plaży, w ogrodzie, w czasie podróży. Nie czytałam do tej pory żadnych erotyków, więc zgłębiając pierwszą część "wkręciłam się" w zbudowaną przez E.L.James fabułę.

Dla osób, które jej nie znają (są w mniejszości zapewne) przybliżę po krótce o czym pisze pani James. 
Ana, młodziutka studentka literatury przeprowadza wywiad z milionerem (miliarderem?) Christianem Grey'em. Rodzi się między nimi pożądanie. Ana nie wie jednak, iż Christian skrywa mroczny sekret.

SPOJLER:
Jeśli nie chcecie znać dalszych losów Any, to w tym momencie przerwijcie czytanie mojego postu :) 
Otóż sekretem Christiana jest fakt, iż lubi się mocniej zabawić :) 

BDSM, czyli bondage & discipline,domination & submission (związanie, dyscyplina, dominacja, uległość).
Przy pierwszym spotkaniu z Anastasią, w głowie naszego Christianka rodzą się wizje jak ją związuje, bije pejczem i uprawia namiętny seks - klasyczny, oralny i analny, full wypas jednym słowem. 
Fabuła 3 tomów opiera się na wzajemnym docieraniu się głównych bohaterów, zarówno w łóżku jak i w prawdziwym życiu. Ana próbuje zrozumieć przyczynę upodobań seksualnych przystojnego biznesmena, potem zaś stara się pomóc mu uwolnić się od demonów przeszłości.
KONIEC SPOJLERU


Książka obfituje w szczegółowe opisy kto, w jaki sposób, w który otwór. Początkowe opisy zbliżeń między bohaterami czytałam ze szczerym zaciekawieniem i wypiekami niczym nastolatka trzymając pierwszy raz w rękach "Bravo". Niestety po 30 stosunku w przeciągu 100 stron i identycznych opisach jak jej wewnętrzna bogini fikała koziołki lub rozpadała się na milion kawałków, poczułam się znudzona. Wiem, że w realnym świecie sztuka kochania każdego człowieka również jest schematyczna i nie każdy próbuje trików z Kamasutry, ale w książce powtarzanie w kółko tych samych zwrotów używając Ctr+V, Ctr+C podziałało na mnie jak płachta na byka. 


                                                                                         http://bi.gazeta.pl/

Skończyło się na tym, że pobieżnie czytałam, a wręcz niektóre fragmenty omijałam, gdy bohaterowie oddawali się rozkoszy w Pokoju Zabaw, w aucie, na łące, na jachcie i wielu innych nieszablonowych miejscach, a skupiałam się na pozostałej fabule. Jak zapewne się domyślacie nie zostało jej zbyt wiele, lecz nadal ciekawiła mnie historia Any i Christiana, jego mroczna przeszłość i ich wspólna przyszłość. 
Moim zdaniem fabuła jest źle skonstruowana, co możemy zauważyć w każdym tomie. Przez 500 stron mamy sielankę między bohaterami, seks przeplatany z ich kłótniami o dominację, by w ostatnich 150 stronach znaleźć 20 innych wątków, które spokojnie mogłyby być rozwijane przez całą książkę. Porwanie, zamach, śluby, dzieci  - tego było aż za dużo! 
Po przyzwyczajeniu do ciągłych opisów seksu (jak on skończył, ją doprowadził i już drugi raz znowu mógł  - koło się zamyka, jego przyrodzenie było niczym perpetuum mobile...) nie mogłam aż pogodzić się z faktem, że przez 100 stron nawet nie dotknął jej uda :)

PODSUMOWANIE:
Nie oczekiwałam głębokiej literatury, a prostej i lekkiej historii, która umili mi wakacje. To też znalazłam w trylogii pani James. Portret psychologiczny Christiana nie jest idealnie zarysowany (nie oszukujmy się, nie jest to Rodion Roskolnikow), ale na tyle by przeciętny czytelnik zrozumiał jego pobudki i fascynację BDSM. 
Poza tym która z nas nie marzy o takim bogatym dżentelmenie, który zawiąże nam oczy, przełoży nas przez kolano i da klapsa :P A tak na serio, to kolejna zwyczajna historia miłosna, która ma oczarować kobiety na całym świecie i rozbudzić ich marzenia na temat miłości od pierwszego wejrzenia. Nowością są bardzo szczegółowe opisy ich pożycia seksualnego oraz używanie zatyczek analnych, kajdanek i innych "gadżetów". Stąd ta sensacja...
                                                                                                                   http://producentkapasji.blog.pl/

Książka nie spodoba się feministkom, ale to nie do nich jest zaadresowana. Odbiorcami są głównie romantyczki, które marzą o kolejnej miłości i zaczytują się w Harlekinach. Poza tym według wielu ankiet dotyczących fantazji seksualnych zniewolenie i "wzięcie siłą" znajdują się w czołówce. Fantazja ta głównie dotyczyła nieśmiałych i wstydliwych kobiet. 

W tym momencie przypomina mi się scena z "Nimfomanka część II", kiedy Joe udała się do swego brutalnego kochanka. W poczekalni czekają na swoją kolej zalęknione, ciche, niepozorne na pierwszy rzut oka kobiety. Ana przedstawiona w książce była podobna. Nieśmiała, niepewna swojej wartości i seksualności. Praktyki BDSM otworzyły ją na nowe doznania i otworzyły na świat. Przy Christianie nauczyła się pewności siebie i seksapilu. Może tym kobietom z "Nimfomanki" też brakowało mentora w życiu, więc szukały go w przypadkowym mężczyźnie, który je bił do krwi. Może taki typ osobowości jest najbardziej odpowiedni do udziału w tego typu "zabawach"...


                                                                                                                                            http://i2.pinger.pl/

Sadomasochizm jest traktowany jako zaburzenie preferencji seksualnych, chyba, że występuje w łagodnej formie. Gdzie jednak jest ta granica, która świadczy o tym, że mamy do czynienia z dewiacją?


Kobiety na całym świecie podnieca kochanek, który będzie silny, męski i da im rozkosz. Ucieleśnienie swoich fantazji odnajdują w Greyu. Nic więc dziwnego, że tyle kobiet zaczytuje się w tej książce.

Ja do samotnych nie należę, jestem w szczęśliwym związku, książkę przeczytałam z ciekawości i nie żałuję. To było coś nowego i rozwinęło trochę moje słownictwo w tej konkretnej dziedzinie :)
Teraz czekam na film, który ukaże się w lutym na Walentynki. Ciekawa jestem jak aktorzy zmierzą się z rolą i na ile odważny okaże się reżyser.

                                                                                                                          http://rhythm1047.com/

3 komentarze:

  1. Słyszałam, nie czytałam i jakoś mnie nie ciągnie dot ego by przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dość często staram się zapoznać nawet z najgorszymi wytworami popkultury by dowiedzieć się o co to całe halo. Wychodzę z założenia, że nie pójdę do piekła jak przeczytam "Zmierzch" albo posłucham Justina Biebera ;) Tak więc oczywiście za książkę E. L. James również się zabrałam, ale przyznam, że nie dałam rady jej zmęczyć. Sceny seksu w ogóle mnie nie ruszały, a "fabuła"... Przewidywalna, schematyczna do bólu i ten język (owa nieszczęsna wewnętrzna bogini i tak dalej...) - dla mnie koszmar. W takich sytuacjach odkładam książkę i na Wikipedii doczytuję co było dalej, co zaspokaja moją ciekawość i oszczędza dużo czasu :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam. Ja nie dałam rady przeczytać tej książki. Barwne opisy usypiały mnie już po kilku stronach. Przemęczyłam pierwsze sto stron, które można było streścić w jakieś 10 :P żeby doczekać do scen opisujących seks. Czekało mnie wielkie rozczarowanie :( Mimo to brnęłam dalej i z każdą kartką coraz bardziej miałam ochotę wyrzucić książkę na dno szuflady. Nie dałam rady jej skończyć.

    OdpowiedzUsuń